piątek, 3 sierpnia 2012

Pismo

Czas na drugi wpis (drugiego posta?).
Okazuje się, że pomysł z założeniem bloga nie był wcale tak niemądry, co więcej, wychodzi na to, że nie tylko ja spędzałem w dzieciństwie dużo czasu na wymyślaniu fantastycznego świata wraz z dotyczącymi go szczegółowymi kwestiami. A ponieważ ludzie są różni, to gdy ja zajmowałem się tworzeniem języka, religii i mitologii, ktoś inny precyzował u siebie kwestie polityczne. A wiem jeszcze o co najmniej jednej osobie z zamiłowaniem oddającej się przebywaniu w więcej niż jednym świecie na raz. Bardzo mnie cieszy, że nie ja jeden miałem takie hobby (miałem i mam, nie umarło ono przecież wraz z osiągnięciem dorosłości).

Dziś będzie o piśmie (każdy zdążył się już pewnie zorientować po tytule).
Pierwsze moje próby stworzenia własnego, odrębnego systemu pisma były dość prymitywne, zaledwie kilka liter nieco zmodyfikowanych, nie w celu stworzenia pisma jako takiego, ale "żeby to trochę inaczej wyglądało". Nie było to kilka tych samych liter, w zależności od dnia, nastroju itp. bazgrałem sobie na kawałkach papieru przeróżne warianty. Lubiłem słowa, nadal je lubię, podoba mi się strona wizualna pisma i często zapisywałem sobie zupełnie nic nie znaczące wyrazy po to, żeby móc na nie patrzeć i cieszyć się ich wyglądem.

Przykład notatki zapisanej w wolnej chwili dla samego zapisywania ciekawych słów. Treść nic nie znaczy, chodziło jedynie o formę.
Tu natomiast przykład notatki z wprowadzonymi modyfikacjami w piśmie. Treść, podobnie jak poprzednio, nie posiada znaczenia.



W pewnym jednak momencie postanowiłem pójść o krok dalej i stworzyć pismo dedykowane mojemu językowi, stworzone od podstaw i całkowicie nieczytelne dla osób niewtajemniczonych. Zrobiłem to w ciągu jednego popołudnia, jak już wcześniej wspominałem, przekształcając litery alfabetu łacińskiego. Wyszło całkiem zgrabnie, podobało mi się i z efektu byłem na tyle zadowolony, że alfabet ten przetrwał do dziś (z kilkoma, ledwie może trzema, kosmetycznymi poprawkami na przestrzeni lat), stosuję go prawie na co dzień, na przykład do zapisu listy zakupów, do czynienia wynurzeń natury egzystencjalnej w pamiętniku itp.
No dobrze, pamiętnika nie prowadzę od pewnie dwóch lat, ale inne użycia nadal pozostały. I ciekawostka - alfabet mojego języka jest tak skonstruowany, że z powodzeniem można go stosować do języka polskiego.



Jedna z eksperymentalnych form alfabetu; nigdy się jednak nie przyjęła.



Ostateczna forma alfabetu zapisana jeszcze poziomo. Jest to przykład najbardziej pierwotnego kształtu alfabetu, jeszcze  przed drobnymi poprawkami.


Kwestią z początku nierozstrzygniętą był sposób zapisu i kierunek tekstu. Odruchowo zacząłem posługiwać się nowym alfabetem zapisując litery jedna za drugą, poziomo, od lewej do prawej. Mało rewolucyjnie, prawda? Pomyślałem, że skoro ma to być mój język i moje pismo, to mam prawo do eksperymentowania i próbowania różnych dróg. Ze względu na to, że litery mojego alfabetu mają tylko jedną postać (nie ma rozróżnienia na litery wielkie i małe) oraz że nie łączą się ze sobą i zapisywane są obok siebie oddzielnie, mogłem wypróbować różne kierunki tekstu, ostatecznie decydując się na zapis pionowy, od lewej do prawej. Pionowy chyba dlatego, że to dość poważne odstępstwo, a kierunek lewa-prawa podyktowany jest względami praktycznymi - jestem praworęczny i kierunek odwrotny skutkowałby tym, że sunąłbym dłonią po świeżo zapisanych wyrazach rozmazując atrament. Istnieje jeszcze wprawdzie możliwość pisania od dołu do góry, ale ten sposób okazuje się wyjątkowo niewygodny.


Krótki fragment tekstu w moim języku, zapisany moim alfabetem (kształt obecny).


Tutaj z kolei krótki fragment tekstu w języku polskim zapisany moim alfabetem. 


Sprawa transkrypcji.
Transkrypcja, a jakże, istnieje. Mimo stworzenia alfabetu na początku prac nad moim językiem zapisywałem  wyrazy alfabetem łacińskim (nieco zmodyfikowanym, aby pasował do języka; gdzieniegdzie była kreseczka na "e", tudzież daszek nad "s" itp.). Ponieważ nie przywykłem jeszcze do mojego pisma, łatwiej i szybciej było posługiwać się transkrypcją. Dużo później dowiedziałem się też, że moją transkrypcję powinno się raczej nazywać transliteracją, ponieważ alfabetem łacińskim zapisuje się nie brzmienie moich wyrazów, ale oddaje się ich ortografię w miejsce moich liter wstawiając ich łacińskie odpowiedniki. Sprawia to, że na dobrą sprawę mój język posiada dwa systemy pisma, oba równie dobrze do niego dopasowane. Transkrypcja potrafi być problematyczna właśnie dlatego, że polega na zapisywaniu brzmienia obcych wyrazów, pomijając całkowicie  kwestie ortografii i np. upodobnień międzygłoskowych, które są wyraźnie dostrzegalne, gdy dany język występuje w swoim oryginalnym zapisie. Transliteracja była idealnym rozwiązaniem dla mnie w początkowej fazie tworzenia języka, gdy kwestie połączeń rdzeni i końcówek wyrazów, czy też połączeń między wyrazami, gdzie potrafi dochodzić do upodobnień, czy innych interakcji, musiały być jasne, a nie mogłem sobie jeszcze pozwolić na szerokie zastosowanie mojego pisma (bo za słabo je przyswoiłem).
Przykładowe wyrazy zapisane transliteracją, w nawiasie kwadratowym wymowa i zarazem transkrypcja polska. Tutaj wyraźnie widać, dlaczego transliteracja jest lepszym rozwiązaniem - wiadomo dzięki niej dokładnie, jak dany wyraz zapisywany jest w oryginale.



3 komentarze:

  1. Wydaje mi się, choć może jestem już skrzywiona, że na zdjęciu nr 3, pierwotna wersja alfabetu mocno jest inspirowana pismem japońskim? Jakoś tak mi przypomina. Ostateczna już nie, gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się:) Ta eksperymentalna wersja alfabetu powstała po lekturze "Życia po japońsku" Janiny Rubach-Kuczewskiej. Były to początki mojej fascynacji Azją. Alfabet w takiej formie funkcjonował przez kilka miesięcy, ale ostatecznie wróciłem do prac nad poprzednią formą. Wydało mi się, że nie mogę aż tak małpować i powinienem być bardziej samodzielny :)

      Usuń
  2. To prawda :) Czytałam też tę książkę, zresztą chyba wszystkie z tamtych lat :))) I dobrze uczyniłeś idąc bardziej w swoją stronę :)

    OdpowiedzUsuń